Szałaśnictwo

Tu należy podkreślić wyraźne różnice, jakie istniały w gospodarce szałaśniczej między Beskidem Śląskim a np. Tatrami. Ze względu na niewielką odległość górskich pastwisk od wsi, wynoszącą przeciętnie od 1 do 1,5 godz. marszu, w śląskich górach nie było instytucji bacy, który pozostawałby na szałasie przez cały sezon wypasowy. Jego rolę pełnili („baczowali”) kolejno poszczególni „spólnicy” w łącznej liczbie dni proporcjonalnej do ilości bydła na szałasie — i w tej samej proporcji korzystali później z owoców całego przedsięwzięcia („wiele wybaczuje, tyle biere sera”). „Baczujący” w danym dniu zobowiązany był przynieść pożywienie dla owczarzy i dziewek pilnujących krów, a także objąć nadzór nad szałasem i wykonać wszystkie roboty gospodarcze, jak zbieranie i rąbanie drzewa, podtrzymywanie watry, noszenie wody, mycie naczyń. „Sałasznik” był jedynie kimś w rodzaju „przewodniczącego rady nadzorczej” z ramienia „spólników”.

Powrót z gór następował zwykle na św. Michała (29 IX). Tradycja pozostawania na szałasie tak długo, jak długo są liście na drzewach, zachowała się w jednej z przyśpiewek pasterskich:

A dy jo idym na gróń,
na listeczek na jawór.
A dy jo idym se z grónia,
na, ej, listeczek z jawora.

Aż do pierwszych śniegów pasiono jeszcze owce na tzw. „łąkach wałaskich” w pobliżu wsi (celem ich „koszarowania” — nawożenia owczymi odchodami), lecz nie dawały one już wtedy mleka.

Pasterze przebywający w górach, na szałasie, mieszkali w zbudowanym przez siebie prymitywnym pomieszczeniu, dla którego pospolicie utarła się również nazwa „szałas”, chociaż sami górale nazywali je „kolibą”. Tu należy zauważyć, że górale śląscy nigdy nie używali nazwy „szałas”, a jedynie „sałasz”, i to zarówno w odniesieniu do samej budowli mieszkalnej (koliby), jak i całego zakresu gospodarki szałaśniczej: pastwiska, pasterzy, owiec i zabudowań. Podobnie małopolskiemu „bacy” odpowiada na Śląsku Cieszyńskim „bacza”.

W Beskidzie Śląskim można było spotkać dwa typy szałasów. Pierwszy — to po prostu dwuspadowy dach z dranic (desek „dartych” z kloca drewna bez użycia piły), zawieszony na poziomym drągu — „wyrchlinie”. Wyrchlinę podpierano „sochami” — pionowymi, rozwidlonymi u góry drągami, a sam dach opierał się wprost na ziemi lub na dłubanych, drewnianych rynnach do odpływu wody deszczowej. Drugi typ szałasu posiadał niskie ściany (z 3-4 belek), na których opierano dach. Wchodziło się do środka przez otwór w ścianie szczytowej, a nieraz wejściem powstającym przez uchylanie całej ściany szczytowej. Połacie dachowe skonstruowane były tak, że można je było rozebrać na zimę lub łatwo przenieść w inne miejsce. W szałasie przechowywano sprzęty niezbędne do udoju mleka i produkcji sera oraz sam ser — w specjalnej dużej skrzyni z otworami wentylacyjnymi, zwanej „komarnikiem”.

W pobliżu szałasu stawiano „koszor” — ogrodzenie plecione z „tyniny” — cienkich, giętkich szczap, łupanych z drzewa świerkowego. Do koszoru (lub: koszaru) zaganiano owce na noc i do dojenia. Co jakiś czas przenoszono go w inne miejsce, by owcze odchody równomiernie użyźniały cały obszar pastwiska. Na niżej położonych pastwiskach wznoszono też dawniej „zimarki”, w których trzymano owce przez całą zimę, karmiąc je sianem zebranym latem z położonych w pobliżu łąk kośnych.

Szczegółowy opis gospodarstwa szałaśniczego sprzed półtora wieku znajdujemy w jednym z cieszyńskich dokumentów urbarialnych: „Owce (…) przez cale lato trzy razy dziennie dojone są przy kolibach. Z mleka po dodaniu żołądka cielęcego wydziela się ser, myje się w wodzie i wyciska, a gdy po 2 dniach zacznie fermentować, rozdrabnia się, daje się do niego sporo soli, układa w beczułkach, przyciska kamieniami, a potem zjada lub sprzedaje. Po oddzieleniu sera gotuje się pozostałe mleko, które stanowi obok chleba jedyne pożywienie pasterzy przez cały czas paszenia (…). Bacza zapisuje każdy dzień ilość sera zrobionego w obecności dwóch pasterzy i po zakończeniu paszenia rozdziela go między spólników. Po św. Bartłomieju mleko staje się pełniejsze i wtedy robi się z niego lepszy gatunek sera tzw. bryndzę, którą się sprzedaje po miastach (…). W lecie r. 1830 dawała owca 8 i 314 funta sera, przed laty dawała nawet blisko 12 funtów. Pasterze wolą lato suche jako wydajniejsze. Funt sera sprzedaje się w lecie po 12 grajcarów, w jesieni po 15 grajcarów”.