Zbójnictwo

Za głowę Ondraszka wyznaczono niebagatelną nagrodę 100 florenów. łakomili się portasze na grosz cesarski, tropili Ondraszka bez ustanku, a dostać go nie mieli sposobu. Kule się go nie imały, bo wracały powrotnie i samych portaszów raziły, ująć go w pazury nie mogli, bo strzegł Ondraszka obuszek zaczarowany”. Tylko tym obuszkiem można było go zabić. A tymczasem Ondraszek „..schodził ze śpiewaniem w doliny i na upatrzony zamek znienacka spadał (…), życia ponad potrzebę nikomu nie zabierając. Jęczących chłopów z podziemi zamkowych na wolność wypuszczał, sypiąc im hojnie (…) zdobycznych dukatów, żydowskie karczmice, po słowackiej stronie, nawiedzał, biorąc z zatłuszczonych woreczków żydowskich krwawicę chłopów, którą za wódkę znosili, od brzuchatych kupców w przełęczy jabłonkowskiej pogłówny okup hojnie w pieniądzach i towarach ściągał (…)”. Wielki zbójnik równał świat — brał bogatym i dawał biednym: „(…) staruszkowi-proboszczowi pękaty woreczek na biały stół kładł, by starowina miał za co dziurawy dach na swoim kościółku naprawić, (…) tamtemu znowu krowę przywiódł i u płota zostawił, (…) przydrożnym żebrakom w rozwarte kalety złotym groszem szeroką dłonią sypał (…)”. Tak pisał o Ondraszku Gustaw Morcinek, autor najpiękniejszej o nim książki.

Na cesarskie floreny połakomił się także najbliższy towarzysz Ondraszka, Juraszek, wraz z czterema jeszcze kompanami. 1 IV 1715 r. w karczmie Antoniego Horaka w Świadnowie na Morawach, niedaleko Frydku, Juraszek podstępnie odebrał hersztowi w tańcu jego cudowny obuszek i zabił nim sławnego zbójnika. Krótko jednak zdrajcy cieszyli się życiem: skazani w drodze łaski „tylko” na galery w Trieście, za próbę ucieczki i poranienie straży zostali w rok później straceni w Cieszynie.

Żaden inny śląski zbójnik nawet w części nie zaznał po śmierci sławy równej Ondraszkowej. Przeciwnie, grasowała wokół doliny Olzy inna kompania, o której tak w wierszu pisał Jan Korzenny z Łomnej:

Torgolik ich wodził, sławny zbuj łomniański,
Niedobry do swoich, a straszny do pańskich.
Torgolika jegry na łące chycili —
Zorzickuli Małej — i tam powiesili…

Widać tu, jak cienka była granica dzieląca zbójnictwo od zwykłego rozboju: w ludowej tradycji Torgolik zachował się jako niedobry nawet dla swoich, chłopów. Dlatego inne podanie mówi, że Torgolik zginął z ręki swojego kuma, grabarza Janka, „..aby ludzie z dobytkiem w sałaszach zaznali spokoju”:

Jónek z Rzyki, kopidoł,
Torgolika przikidoł…

Podobne, krańcowo różne oceny zachowały się np. w stosunku do Jurka Fiedora z Kamesznicy, zwanego Proćpakiem. Ten ostatni z wielkich zbójników beskidzkich („zbójował” w latach 1792-95), choć pochodził z Żywiecczyzny, nieraz grasował ze swą bandą wokół Przełęczy Jabłonkowskiej.

Na Ziemię Cieszyńską zapuszczały się też i inne kompanie zbójnickie z sąsiednich terenów. I tak w 1712 r. zginął pod Cieszynem w potyczce z harnikami (żołnierze specjalnych oddziałów do zwalczania zbójników) Błażek Gawlik z żywieckiej Soli. Kupiecki szlak w dolinie Olzy, liczne karczmy i bogate szałasy na okolicznych górach przyciągały tu zbójników morawskich, a nawet słowackich. Z kolei do kompanii najsłynniejszego zbójnika słowackiego, Janosika, należał niejaki Piwowarczyk z Jabłonkowa, a sam Janosik zeznał na procesie, że „..z Jabłonkowa na Śląsku krawiec Martynek się z nimi spotykał i szył im kaboty u Rafaja”.

Jako ciekawostkę można podać, że była na Ziemi Cieszyńskiej nawet… kobieta-zbójnik, Dorota Kubień z Czadcy. „Ta przez kilka lat przebywała wśród rabusiów w przebraniu wałaskim, napadała wraz z nimi na przejezdnych na otwartych drogach, brała czynny udział w mordzie proboszcza w Lesznej (…)”. Jej egzekucja na cieszyńskiej Górze Szubienic, 19 VI 1676 r., odbiła się wielkim echem w całym regionie.

Oprócz legend, po zbójnikach zachowały się do dziś liczne zapiski w dawnych aktach sądowych oraz… skarby, które ukryli oni w niedostępnych leśnych komyszach. Są więc podobno zakopane na Stożku* i na Czantorii*, na Moczarzy w Piosku* i pod Czuworkiem w Głuchowej*. Ondraszek ukryć miał swoje skarby na Zbójeckiej Polanie w puszczy Miąszy (w dolinie Łomnej) lub też na pobliskich Kościółkach: „Kansik na Kościółkach, w Jastrzębiu, tam to było taki, co pinióndze sie wysuszowały, taki ogiynek gorzoł, a tam ku tymu żodyn ni móg dóńść” — mawiali starzy ludzie koło Jabłonkowa. Zaś na Girowej* jest pono kamień, na którym głowa żydowskiego bogacza z Lanckorony strzeże dukatów, zrabowanych owemu Żydowi przez zbójników. Innych skarbów strzeże ogromny wąż Złotogłowiec bądź też ostatni zbójnik, pogrzebany pod Wykroczą w Istebnej*. Kto wie, może warto ich poszukać w czasie górskich wędrówek?…