Beskid Żywiecki – Hodowla i pasterstwo

Beskid Żywiecki – Hodowla i pasterstwo

Hodowla owiec i bydła oraz związane z nią pasterstwo, zwłaszcza w Beskidzie Żywieckim i na Górnej Orawie, jeszcze do początków XIX stulecia były podstawą gospodarki. Owce wypasano na grzbietowych halach, bydło na śródleśnych polanach. Wypas owiec był sezonowy; w góry ze stadami wyruszano po św. Wojciechu (23 kwietnia), wracano zaś po św. Michale (29 września).

Wyjście ze stadami w góry i powrót, czyli redyk wiosenny i jesienny, miały uroczysty charakter. Zwłaszcza z rozpoczęciem sezonu wypasowego związanych było wiele zabiegów magicznych i obrzędów. Bazę sezonowego gospodarstwa stanowił szałas, gdzie mieszkali opiekunowie stada i gdzie przetwarzano uzyskane od owiec mleko. Szałasy były wznoszone z drewna, na zrąb. Dachy czterospadowe lub nowsze dwuspadowe kryto dranicami (rodzaj desek dartych przy pomocy klinów z długości pnia) lub gontem. Najważniejszym miejscem w szałasie było płonące w nim przez cały czas ognisko (watra). Nad ogniem, od ściany do ściany przeciągano żerdź, a o nią zaczepiano rodzaj drewnianego haka z gałęzi lub korzenia — samorodka, tzw. jadwigę, na której wisiał kocioł do gotowania. Na ścianach wieszano półki. Stały na nich także potrzebne w gospodarstwie pasterskim naczynia. Gromadzono tu sery. W niektórych szałasach była wydzielona przepierzeniem z desek część służąca jako magazyn i sypialnia bacy. Zachowały się tylko nieliczne tradycyjne szałasy, obecnie najczęściej zrujnowane lub przerobione na domki letniskowe. Owce przebywały w nocy i podczas dojenia w przenośnej zagrodzie zwanej koszarem. Stadem w czasie wypasu opiekował się zespól ludzi, na czele którego stal baca. Do jego zadań należało kierowanie wypasem i przetwórstwem mleka. Pełnił on także funkcję lekarza i maga ochraniającego zwierzęta i ludzi przed działaniem czarów. Bacy podlegali juhasi i ich pomocnicy, chłopcy — podrostki nazywani honielnikami.

Owce przebywające na hali dojono od maja do lipca włącznie trzy razy dziennie, a pod koniec wypasu, gdy miały już mniej mleka, tylko dwa razy dziennie. Owce doili juhasi. Uzyskane mleko podgrzewano w kotle zawieszonym w szałasie nad watrą. Gdy ścięło się — baca wybierał kawałki sera rękami wkładając je do lnianej płachty zwanej grudzianką. Zawieszony w niej ser, czyli gruda lub bunc ociekał z serwatki. Był on także produktem wyjściowym do wyrobu bryndzy i oscypków — małych serków uformowanych ze słodkiego sera. Moczono je następnie w gęstym roztworze soli, a potem wędzono. W serwatce pozostawały drobiny sera. Była to żentyca. Przez cały czas wypasu przestrzegano wielu magicznych zakazów i nakazów oraz stosowano szereg zabiegów mających zachować stado i ludzi w zdrowiu, zapewnić obfitość mleka itp. Po św. Michale, czyli na początku października, stada wracały do wsi. Stare przysłowie mówiło: Kto pasie po Michale, nie wróci na hale, czyli spotka go coś złego, co uniemożliwi mu powrót w góry na przyszły rok. Wracano wesoło, z muzyką i śpiewem. Powracających witała cała wieś. Juhasi rozdawali dzieciom i dziewczętom zwierzątka z sera i małe serki tzw. redykalki. Nierzadko powrót z hal kończyła zabawa.

W przeszłości wędrówka na hale i powrót do wsi odbywał się etapami. Wiosną w miarę cofania się, zaś jesienią w miarę postępowania zimy pasiono stada na niżej położonych polanach, które w Beskidzie Żywieckim nazywano spodkami.

Obok owiec pasiono także bydło, którego sporo hodowano na całym omawianym obszarze. W Beskidzie Żywieckim np. funkcjonowało także szałaśnictwo leśne i polaniarskie; na niewielkich śródleśnych polanach bądź w lesie pasiono krowy, woły, a także owce. Zwłaszcza przez cały okres sianokosów bydło przebywało poza wsią. Dozorowały je kobiety i dziewczęta, a niekiedy całe rodziny, które na ten okres przenosiły się do szop, zwanych na Orawie senniki (od słow. seno = siano). Szopa taka posiadała, obok pomieszczenia dla zwierząt, także część przeznaczoną na siano i przestrzeń mieszkalną posiadającą czasem kumy piec. Po wysuszeniu siana zostawano jeszcze na jakiś czas z bydłem, by wrócić tu u schyłku lata na powtórny zbiór paszy tzw. potrawu. Uzyskane mleko i nabiał znoszono do wsi. Na Orawie stada wołów, podobnie jak owce na hale, wędrowały na lato na wypasowe polany. Dozorował je stały pasterz, któremu pomagali przychodzący ze wsi mężczyźni według ustalonej kolejności. Mieszkanie pasterzy stanowiła drewniana buda pokryta najczęściej korą. Zachowały się tylko nieliczne przykłady pasterskich szop i szałasów, inne powoli ulegają ruinie.

Wiele realiów pasterskiego życia i gospodarstwa przetrwało w tekstach tutejszych pieśni. W Beskidzie Żywieckim np. śpiewano:

Hej idom se, idom, łowiecki granicom,
Owcorysek za nimi wywijo palicom.

albo:

Lukała, śpiwala, krówecki pasała.
Straciły sie w lesie, gorzko zapłakała.

Ciekawym akcentem życia polaniarskiego i gospodarki pasterskiej było Sankcjonowanie na omawianym terenie instrumentów sygnalizacyjnych, służących do przekazywania informacji na dalekie odległości. Były to różnego rodzaju rogi pasterskie i trombity, dzisiaj już prezentowane wyłącznie przez zespoły regionalne.

Podobnie do odległej przeszłości należy już magia, która odgrywała istotną rolę w pasterskiej egzystencji. Przy pomocy czarów zabezpieczano swoje stado, a także starano się szkodzić konkurentom. Magią musieli się parać zwłaszcza bacowie. Oni to potrafili odczyniać rzucane na zwierzęta czary i uroki, czym trudnili się guślorze i czarownice, przestrzegali magicznych zakazów i nakazów. Tak np. owiec nie wolno było liczyć wskazując na nie palcem, a tylko kapeluszem, juhasów obowiązywał w czasie wiosennego redyku zakaz podpierania się ciupagą, bo mogło to spowodować złamania nóg u owiec, pasterskich naczyń nie należało myć w bieżącej wodzie, np. w potoku, bo mogłaby ona zabrać zwierzętom mleko itp.