Zbójnictwo – Beskid Żywiecki
Zbójnictwo, nierozerwalnie związane z dziejami i kulturą całych Karpat, było jedną z form ruchu chłopskiego, charakterystyczną wyłącznie dla terenów górskich. Początki zbójnictwa w Karpatach sięgają XVI wieku, a jego zmierzch to dopiero XIX stulecie.
U źródeł tego zjawiska leżał cały szereg różnych przyczyn, począwszy od sprzyjających warunków terenowych, przez przyczyny natury historycznej, wreszcie ekonomicznej, po skomplikowane procesy i tradycje kulturowe. Zbójnickie kompanie skupiały obok mieszkańców wsi karpackich, zbiegłych przestępców różnych stanów, wszystkich, którzy weszli w konflikt z prawem, a także ludzi nie mogących znaleźć dla siebie miejsca w ciasnych ramach społecznych. Bywał więc członkiem zbójnickiej kompanii obok pasterza owiec syn zamożnego gazdy, niedoszły kleryk, rzemieślnik, student, dezerter. Jedni szukali tam schronienia przed wymiarem sprawiedliwości, inni zysku, zemsty, swobodnego życia. Przeważnie jednak zbójnicy rekrutowali się z ludności góralskiej dla której, obok wspomnianych wyżej przyczyn, zbójnictwo było kontynuacją tradycji kulturowych wolnych wołoskich pasterzy, głównego żywiołu osadniczego tych terenów.
Zbójnicy z reguły organizowali się w grupy liczące od kilku do kilkudziesięciu osób, nazywane bursami, kompaniami, towarzystwami. Na czele stał przywódca nazywany hetmanem, kapitanem, harnasiem. Zbójnickie kompanie znajdowały zaplecze wśród miejscowej ludności, która zaopatrywała ich w żywność, broń i odzież, wspomagała w razie choroby, udzielała schronienia na okres zimy i w czasie pościgów.
Właśnie z Żywiecczyzną związane są pierwsze w Beskidach Zachodnich wzmianki o zbójnictwie. Informacja o tym zjawisku uważana za najstarszą w całych Karpatach Zachodnich to tekst z 1529 roku zamieszczony w dziele Jana z Pilzna pt. O różnych rzeczach i o gadaniach nowych w Sarmacji (wydanym w 1529 roku), adresowany do Biernata z Lublina, z którym autor dyskutuje o zasadności kary śmierci. Mowa tu o napotkaniu przez Biernata pod Żywcem opryszków, z rąk których ledwie uszedł on z życiem.
Największy rozwój zbójnictwa w Beskidzie Żywieckim i na sąsiedniej Orawie przypada na XVII stulecie. Zwłaszcza Beskid Żywiecki posiada tu cenne źródło w postaci zachowanych Akt spraw złoczyńców…miasta Żywca, gdzie zachowały się protokoły z rozpraw przeciwko zbójnikom z Żywiecczyzny i okolic. Jest to księga spraw kryminalnych sądu żywieckiego. Obejmuje zapisy sądowe z lat 1589-1625 i luźne notatki z lat późniejszych. Innym ciekawym źródłem jest kronika autorstwa wójta miasta Żywca, Andrzeja Ko-monieckiego (tzw. Dziejopis Żywiecki), gdzie również sporo miejsca zajmują opisy wyczynów zbójnickich kompanii.
Towarzystwa zbójnickie działały zarówno na terenie obecnej Polski, jak i Słowacji. Ich łupem padały bogate gospodarstwa, karczmy, plebanie, szałasy. Częstym celem wypraw była Orawa, bardziej zasobna niż wsie żywieckie.
Na XVII wiek przypada działalność sławnych zbójnickich hetmanów z Beskidów Zachodnich, takich jak: Sebastian Bury (stracony w 1630 roku), Mateusz, Wojciech i Jan Klimczakowie (połowa XVII wieku), Martyn Portasz zwany Dzigosik (stracony w 1688 roku). Z kolei w XVIII stuleciu zasłynął na tym terenie Jerzy Fiedor Proćpak z Kamesznicy (stracony w 1796 roku).
Sebastian Bury pochodził podobno z Rajczy. W 1630 roku wójt A. Komoniecki w swojej kronice zanotował, że „… z towarzystwem swoim w żywieckim państwie i indziej grasował, mając kompanią, która z chorągwią za nim chodziła”. Swoją zbójnicką karierę zaczął prawdopodobnie w towarzystwie Jerzego Drahorza z Czadcy. W 1625 roku w ręce sprawiedliwości trafił kompan Burego z tej samej zbójnickiej kompanii, niejaki Jan Cebula. W wyniku zeznań Cebuli większość towarzystwa Drahorza została schwytana. Być może właśnie w tym czasie Bury stał się samodzielnym harnasiem. Jakie były jego dzieje między 1625 a 1630 rokiem — nie wiadomo. Prawdopodobnie działał głównie w Czadeckim i być może na Orawie, gdyż w dokumentach żywieckiego sądu pojawia się dopiero w roku swojej egzekucji. Został schwytany w Milówce. Z dziesięcioma kompanami zawitał do domu Szymona Szczotki, gdzie zastał niespodziewanie goszczącego księdza Walentego Iwanowskiego z miejscowości Radziechowy. Kiedy harnaś „…z księdzem plebanem ciesząc się, kazał huczno trunków i jadła nosić” reszta towarzystwa bawiła się w karczmie. O pobycie zbójników w Milówce został powiadomiony starosta żywiecki Krzysztof Czarnecki, który natychmiast zorganizował obławę. Burego i siedmiu zbójników związano, wsadzono na tratwę i rzeką, aby uniemożliwić im ucieczkę, transportowano do Żywca. Kronikarz żywiecki zanotował, że Sobek Bury ginął z odwagą i fantazją. Ciągnięty na hak kpił sam z siebie wołając: „Wio Bury do góry”, a patrząc z wysokości szubienicy na śmierć kompanów dogadywał katu:” Narąbałeś mięsa jedzże go!’’.