Szałaśnictwo

Obok naturalnego nurtu osadniczego, prącego w Beskid Śląski z równinnych, północnych rejonów Śląska Cieszyńskiego i zachodniej Małopolski, na omawianym terenie pojawił się w pierwszej połowie XVI w. drugi, niezmiernie ważny żywioł. Byli to Wołosi, na Śląsku zwani Wałachami, wywodzący się z górskich obszarów półwyspu Bałkańskiego. Byli zawodowymi pasterzami, żyjącymi wyłącznie z hodowli „bydła wałaskiego” — owiec i kóz, oraz z przetwórstwa pochodzących z tej hodowli produktów: mleka, wełny i skór. W ciągłym poszukiwaniu nowych pastwisk Wołosi wędrowali na północ i zachód wzdłuż grzbietu Karpat, mieszając się stopniowo z miejscową ludnością tak, że w Beskid Śląski przybyli już jako ludzie całkiem zasymilowani, posługujący się polską mową. Część z nich powędrowała wkrótce dalej na zachód, aż na Morawy, dając początek tzw. Wołoszczyźnie Morawskiej (czes. Valassko) w dorzeczu Górnej Beczwy. Pozostali rozproszyli się natomiast po górskich zakątkach księstwa cieszyńskiego, znajdując tam dogodne warunki wypasu swych trzód.

W początkowym okresie Wołosi po każdym sezonie wypasowym schodzili ze swym bydłem z gór na zimowiska położone w lasach u podnóży Beskidów — w rejon na pn. od Cieszyna, Skoczowa i Jasienicy. Z końcem XVI w. zarówno na Śląsku Cieszyńskim, jak i na sąsiedniej Żywiecczyźnie zmuszono Wołochów do osiedlenia się na stałe w pobliżu swych pastwisk. W wielu rejonach Beskidów Wołosi utworzyli szereg górskich osad, podniesionych wkrótce do rangi wsi rządzących się swoistym prawem, zwanym wołoskim. We wsiach tych z czasem osiedlali się również osadnicy spoza nurtu wołoskiego. W księstwie cieszyńskim wołoscy przybysze nie założyli wprawdzie żadnej samodzielnej wsi, brali jednak żywy udział w kolonizowaniu beskidzkich groni, tworząc nowe przysiółki wsi już istniejących.

I tu, i tam dokonali jednak Wołosi radykalnego przeobrażenia życia gospodarczego wsi, zarówno starych, jak i nowo zakładanych. Tym przeobrażeniom towarzyszyły zmiany w trybie życia mieszkańców, w nazewnictwie, stroju i zwyczajach. Przybysze wprowadzili przede wszystkim szałaśnictwo — gospodarkę pasterską w oryginalnej formie dostosowanej do terenów górskich, znacznie bardziej dochodową tu niż uprawy polowe. Wkrótce wszystkie wsie górskie przestawiły się na tę formę gospodarki, tym bardziej, że właściciel lasów, tj. zarząd dóbr książęcych w Cieszynie, w owym czasie wykorzystywał tereny leśne minimalnie i za odpowiednimi opłatami chętnie pozwalał na wypasanie w ich obrębie bydła.

Na stokach i grzbietach gór otaczających wsie powstawały spółki szałaśnicze, liczące kilku-kilkunastu członków, z których każdy wnosił kilkanaście-kilkadziesiąt owiec. Urbarz z 1647 r. podaje, że 11 wsi, w tym m.in. Istebna* i Wisła*, miało wówczas już 30 szałasów na górach wokół dolin Olzy* i Wisły*, a w nich ponad 10 tys. sztuk „bydła wałaskiego”, głównie owiec, oraz 858 sztuk bydła rogatego. Nie wliczono tu ponad 1,5 tys. sztuk bydła rogatego i 4 tys. owiec, które górale paśli poza szałasami, na łąkach dzierżawionych od księcia.

Na wiosnę odbywali Wołosi „gromadę”, czyli zebranie z udziałem wojewody wołoskiego, leśniczego i gajowych, na którym dokonywano podziału terenów wypasowych stosownie do ilości bydła. Po wypędzeniu bydła w góry leśnicy z wojewodą i gajowymi sporządzali „z natury” spis pastwisk, po czym na zamku cieszyńskim odbywał się ,popis, gdzie każdy Wałach podawał ilość pasionego bydła”, wciąganą do specjalnych rejestrów. Opłaty od pasionego bydła, częściowo w pieniądzu, częściowo w naturze, pobierał wojewoda i przekazywał księciu.

Wojewoda sprawował swój urząd początkowo na podstawie wyboru przez całą „gromadę wałaską”, tj. wszystkich członków spółek szałaśniczych wyznaczonego okręgu. Jego pozycja społeczna i materialna była początkowo znaczna — korzystał on z wielu ulg i przywilejów. Przewodniczył tzw. „rokom wałaskim” — sądom, które w księstwie cieszyńskim odbywały się 2 razy do roku i rozstrzygały wszystkie problemy związane z szałaśnictwem. Oprócz przeprowadzania dorocznego „popisu” owiec, zobowiązany był także do nadzoru i ochrony lasów. Jego siedzibą była pierwotnie Ligotka Kameralna u podnóży Goduli, a później Nawsie*. Według tradycji wojewodowie byli też w Bukowcu* i w Wiśle*. Z czasem znaczenie wojewodów zaczęło maleć. Stali się oni wpierw urzędnikami, mianowanymi przez właścicieli dóbr, w ciągu XVIII w. rola ich stawała się coraz mniejsza, a w następnym stuleciu nie spotykamy już tej funkcji.

Bydło wyruszało w góry w maju, „jak drzewa dostają liście”: na św. Jana Nepomucena (16.V), a na wyżej położone pastwiska — na św. Urbana (25.V). Jak wspominał przed 60 laty Paweł Zawada z Istebnej* „..było to uroczyste święto, bo od starców do dzieci wszystko szło na sałasz. Tam stawiano «kolyby», grodzono «krzasła» z tynin, stawiano koszory, a potem «sałasznik mieszał» owce”, co połączone było z wieloma obrzędami, mającymi zapewnić dobry wypas i dostatek sera. Potem odbywał się pierwszy udój i pomiar mleka. Następnie wypędzano bydło na pastwisko, zaś młodzież urządzała zabawy i tańce na polanie, starzy znowu wyznaczali kolejność baczowania. Kilka dni baczowano na «utraty», t.j. podarki dla p. nadleśniczego, farorza, rechtorza, fojta itp. Potem kolejno baczowali gazdowie, którzy mieli na szałasie krowę, kozę i 7 owiec, to jest potrzebną ilość bydła na 1 dzień”.