Niezmiernie bogata była kultura duchowa śląskich górali, przejawiająca się też w rozlicznych zwyczajach, wierzeniach, legendach i „powiarkach”. Już z początkiem grudnia chodzili po domach „Mikołaje” — barwny orszak przebierańców ze św. Mikołajem na czele, który egzaminował dzieci ze znajomości „ojczenasza” i obdarowywał prezentami. Wiele zwyczajów związanych było ze Świętami Godowymi, czyli Bożym Narodzeniem, a najstarszym z zarzuconych dziś zwyczajów było zatykanie w izbie jodłowych gałęzi na pomyślna mnożenie się bydła i urodzaj w nowym roku. Po wieczerzy wigilijnej wróżono sobie z dymu świec, jabłek i orzechów, a panny z chrząkania „babuci” (świń) w chlewku wyliczały, za ile let wyjdą za mąż. W drugie święto Bożego Narodzenia — na św. Szczepana — chłopcy kolędowali po domach, w których były „dziołchy na wydój”, zaś w Nowy Rok chodziły „po winszu” dzieci, które za złożone życzenia wynagradzano słodkimi „buchtami”. Oryginalnym zwyczajem gospodarskim było „tańcowani na kłapocze” — czyli na urodzaj dużych ziemniaków, organizowane we wtorek przed Środą Popielcową we wszystkich wiejskich karczmach i harendach.
Szczególnie dużo wierzeń, w których z tradycją chrześcijańską mieszały się dawne zwyczaje pogańskie, wiązało się z okresem wiosennym, z Wielkim Postem i Wielkanocą. W okolicach Jabłonkowa* w czasie postu na przedwiośniu chodziły dziewczęta z Marzanną. Od „zawiązania” dzwonów w kościele w Wielki Czwartek do ich „rozwiązania” w sobotę od domu do domu chodzili chłopcy z kołatkami i grzechotkami, zbierając od gospodarzy ostatnie „pieczki” (suszone owoce) i jajka. W Wielki Piątek rano dorośli i dzieci myli się w najbliższym strumieniu, a przyniesioną stamtąd wodą skrapiano też bydło w oborze — miało to zapewnić wszystkim zdrowie przez cały rok. W Poniedziałek Wielkanocny na wieś wyruszali „śmierguśnicy”: polewali gaździnki i dziewczęta wodą, po czym „suszyli” je „karwaczami” plecionymi z wierzbowych witek. Przy każdej zagrodzie śpiewali:
Prziszlimy tu po śmierguście,
Jyny nos tu nie opuście,
Kope wajec narachujcie,
A kołoczy nie żałujcie!
W tym samym czasie dziewczęta chodziły „po dziedzinie” z „gojiczkiem-mojiczkiem”, obok tradycyjnych powinszowań wyśpiewując przed drzwiami chałup — w zależności od sytuacji — również takie zwrotki:
A w tym to tu dómie szumne kónie majom,
sóm też tu pachołcy, co ich odbywajóm!
Gojiczek zielony, piyknie przistrojóny!
Przi tym waszym dómie zielony stróm stoji,
mocie tu dziyweczke, co sie wydać stroji!
Gojiczek zielony, piyknie przistrojóny!
Uważano bowiem, że poważnie myślący o żeniaczce kawaler powinien przyjść na pierwsze oficjalne „zolyty” właśnie w dzień śmigusu. Gdy dochodziło później do „żeniaczki”, towarzyszyły jej bogate obrzędy: najpierw przedślubne „zmowy” rodzin młodej pary, potem samo wesele z „wyszukiwaniem młoduchy” przez „żenicha” i uroczystymi „zaczepinami” panny młodej.
Z Zielonymi Świętami związane były głównie zwyczaje pasterskie („Szałaśnictwo”) oraz tradycyjne smażenie jajecznicy. W dniu św. Jana wieczorem młodzież paliła na łąkach świętojańskie ogniska, a we wsiach nad Olzą i Wisłą dziewczęta puszczały na wodę wianki z zapalonymi świeczkami. Szumnie bawiono się w dożynki, gdy ostatnie snopy ściągnięto już z „drabinioków” do stodół i w czasie sprzątania lnu.