Obok buntów i innych biernych form oporu, stanowiących pierwsze oznaki rodzącej się wśród górali walki z uciskiem feudalnym, na tej samej niwie krzywdy, represji i nadużyć, dokonywanych na góralskim ludzie przez panów, wyrosło w całych Karpatach w XVI w. zbójnictwo. Wzrastające ciężary pańszczyźniane, wyzysk chłopów przez starostów, dzierżawców i ich ekonomów, pobory rekruta do wojska austriackiego i powtarzające się co jakiś czas „głodne roki” — wszystko to sprzyjało powstaniu zbójnictwa góralskiego. Jednostki najsłabsze szły na tułaczkę o żebraczym chlebie, inni emigrowali na „prajską stronę” (na Śląsk Pruski), „na Uhry” lub Morawy. Najbardziej hardzi czy też ścigani wyrokami prawa za mniejsze czy większe przestępstwa wobec zwierzchności uciekali w pograniczne góry i lasy — szli „na zbój”.
Tworzyli zbójnicy kilkunasto- lub kilkudziesięcioosobowe kompanie pod wodzą herszta, wyróżniającego się wśród innych sprytem, siłą lub bezwzględnością. Żyli ze zdobyczy uzyskanej w napadach: brali komu popadło, głównie, oczywiście, bogatym, bo biedakom nie było czego zabierać. Zbójowali krótko, zwykle 2-3 lata. Zdecydowana większość z nich była w dzisiejszym rozumieniu zwykłymi przestępcami, uciekającymi przed wyrokiem lub zbiegłymi z więzień. Do ludowej legendy przeszli zbójnicy dlatego, że przysparzali kłopotów znienawidzonej władzy, że spędzali sen z powiek panom i ich oficjalistom, że nieraz rozprawiali się z okrutnymi portaszami, wysyłanymi do tłumienia chłopskiego niezadowolenia. Żbójnik był mścicielem góralskiej krzywdy, symbolem nieosiągalnego dla górali dostatniego i swobodnego życia, a ilość pieśni i gadek o zbójnikach rosła z biegiem lat — w miarę, jak czas zacierał pamięć o ich pospolitych przestępstwach.
Na Śląsku Cieszyńskim rozpowszechnienie się zbójnictwa nastąpiło w połowie XVII w., po przejęciu księstwa przez Habsburgów i nasileniu się szaleństwa kontrreformacji. Najdawniejszą, legendarną postacią był tu stary Zwączor, słynny herszt bandy zbójnickiej, która miała podobno kiedyś grasować na śląsko-węgierskim pograniczu. Najsłynniejszym śląskim zbójnikiem był jednak bez wątpienia Ondraszek. Był on postacią autentyczną i dziś znamy już wcale dużo faktów z jego życia. Ondrasz — czyli Andrzej Fuciman (zwany też dawniej Szebestą, choć dowody przeczą jego urodzeniu pod tym nazwiskiem) — był synem bogatego wójta z Janowic, wsi leżącej na pd.-wsch. od Frydku. Ochrzczony został 13 XI 1680 r. w pobliskiej Dobrej, a szereg zdarzeń, jakie zaistniały w momencie jego narodzenia, miało świadczyć o jego przyszłym, wyjątkowym życiu.
Po wyrzuceniu ze szkoły wiódł Ondraszek beztroskie i hulaszcze życie, aż urodziwego młodzieńca przyjął na służbę hrabia Franciszek Prażma, cesarski podkomorzy i pan na Frydku. Ponieważ jednak młodzian wdał się w romans z żoną hrabiego, ten zwabił go w leśne ustronie i kazał obatożyć do krwi. I tu zaczyna się legenda: bliskiego śmierci Ondraszka znajduje wysłanniczka diabła, czarownica Luca i w zamian za obietnicę wyrzeczenia się Boga uzdrawia go i wyposaża w szereg nadprzyrodzonych mocy.
W 1711 r. grasowała w rejonie Przerowa na Morawach banda zbójników, która wkrótce przeniosła się we frydeckie. Ondraszek, który miał już na sumieniu kilka występków, przystał do nich za namową swego krewnego, Juraszka z Malenowic i wkrótce obrano go hersztem. Następne 4 lata przyniosły niespotykany rozmach zbójnickiej działalności jego kompanii na ogromnym terenie: od Lanckorony, gdzie „..stara a skąpa pani lanckorońska na zamczystych skrzyniach siedziała”, po Kromieryż na Morawach i od węgierskich żupanatów z bogatymi kościołami po Racibórz.